niedziela, 27 września 2009

Pornosocjalizm I - powitanie "wypierdalać!"

Przeczesywaliśmy dzisiaj nowe forum Organizacji Polskich Mikronacji. Trochę z zaniedbania i pomijania OPM ostatnimi czasy, trochę szukając tematów na kolejne artykuły i być może kolejne projekty badawcze. W pierwszej kolejności zwróciliśmy uwagę na biuro Mandragoratu Wandystanu, chcąc poznać aktualny skład delegacji wandejskiej. Nie przypuszczaliśmy, że znajdziemy tam niezwykle interesujący wątek.

W przywitaniu delegacji Mandragoratu Prezydent Pupka użył na zakończenie wyrażenia wypierdalać!. Zanim przejdziemy do przedstawienia i refleksji nad tym, co stało się w OPM później, po pozdrowieniu zebranych przez Drogiego Lidera, spróbujmy uściślić, skąd wzięło się, oryginalne na tle pozostałych mikronacji, pozdrowienie.

Wandejczycy i Sarmaci doskonale wiedzą, że jest to tradycyjne pozdrowienie wandejskie, które zyskało popularność na fali tzw. perunizmu językowego, charakteryzującego się nadmiernym, a przynajmniej częstym używaniem wulgaryzmów lub używania prostego, wulgarnego języka do codziennej komunikacji i opisu rzeczywistości. Druga przyczyna pojawienia się i utrwalenia pozdrowienia doczekała się legendy, zgodnie z którą nowo przybyły mieszkaniec MW został pozdrowiony przy użyciu wspomnianego słowa i nigdy więcej się nie pojawił. Wersję tę, znaną w Wandystanie, a także w Sarmacji i zapewne w Wolnej Republice Morvan, prostuje główny bohater legendy, Tow. Ciupak, zwracając uwagę na rozpowszechnienie gestu przez Mandragora Seniora Czarneckiego:

Tak naprawdę to było tak, że podczas czata kryzysowego zjawił się tam
nowoprzybyły Wandejczyk, który osiedlił się w MW podczas WC, jednak ja o
tym nie wiedziałem i myślałem, że on był nadal Sarmatą. A tak się złożyło,
że tow. Winnicki prosił, aby nie zjawiał się w tym czasie tam żaden
Sarmata (mimo że czat nie był tajny, co skrzętnie wykorzystałem podczas
publikacji słynnych Taśm) - tak więc, większość poprosiła tą osobę o
wyjście... No i wtedy zarzuciłem przy okazji słynnym cytatem z pism
wandowych z Alth 1. Zaś dopiero po jakimś czasie, tow. Czarnecki zamieścił
na stronie Gellońskiego Hufca Maszynowego "zawołanie oficjalne, stosowane
na uroczystościach jednostki", którym było oczywiście "Wypierdalać !
Wypierdalać !". No i tak się zaczęła kariera tegóż pozdrowienia...

Uzupełnieniem i dokładniejszym opisem nowo przybyłego Towarzysza z legendy zajął się Prezydent Pupka, którego casusem w OPM zajmiemy się w drugiej części artykułu:

"To ja teraz sprostuję :) Owym nowozapisanym był mój realny znajomy,
którego bynajmniej nie niewinne "wypierdalać" zraziło, był bowiem prze-
ze mnie ostrzeżony i poinstruowany o co chodzi. Przypominam jednak,
że jego przyjście nastąpiło w czasach słusznie minionego pornosocjaliz-
mu i to właśnie owe 20 wątków dziennie, których tematami było wyłącz-
nie ruchanie w dupsko młodych baridajczyków (z wazeliną lub bez) i
spusty z połykiem. To właśnie one zniechęciły owego kolegę. Kolegę,
którego od tego czasu regularnie namawiam na powrót do MW i który
regularnie wykręca się mówiąc "może kiedyś". (...). Tak więc kolega ten
nie wystraszył się wcale słynnego zawołania. Legenda ta (boć ziarnko
prawdy jest przecie...) ukuta została nieco później i jakoś tak utkwiła w umysłach gawiedzi."

Warto zwrócić uwagę na użyte przez Tow. Pupkę pojęcie pornosocjalizmu do opisu panującej dwa lata temu atmosfery eksponowania homoseksualności i zachwycania się swobodą seksualną, która rozkwitła na niewyobrażalną skalę jeszcze przed wandejskim czerwcem, na fali restauracji ideowej Mandragoratu i odzyskiwania świadomości odrębności kulturowej wobec pozostałych ziem ówczesnego Księstwa Sarmacji. Jak później wyjaśniał Drogi Lider, pornosocjalizm to termin burżujlandzki, acz nad wyraz trafny. Do dyskusji włączył się Tow. Struszyński, rozwijając pojęcie pornosocjalizmu:

O ile mnie pamięć nie myli, to tak właśnie w 2007 albo nawet 2008 roku
ktoś z Sarmacji albo ktoś inny określił ustrój polityczny naszego
państewka. Generalnie chodzi tutaj o wulgaryzmy, ciągłe pisanie o
jebaniu, penisach itd.

Według Tow. Pupki określenie pojawiło się w prasie dreamlandzkiej. Niestety, nie mamy jeszcze dokładnych namiarów. A szkoda, ponieważ sięgnięcie do źródła pozwoliłoby nie tylko określić, gdzie i w jakich okolicznościach zauważono specyfikę seksualności wandejskiej, ale również mogłoby nam pomóc opisać, jak rodziła się wandejska seksualność i co było ewentualnym katalizatorem odejścia od konserwatywnej, sarmackiej wizji seksu jako czynności służącej wyłącznie do rozmnażania.

W wandejskiej dyskusji na temat pornosocjalizmu pojawiły się głosy krytykujące używanie wulgarnego słownictwa. Zdaniem Tow. Struszyńskiego, robi się to po prostu nudne, Tow. Kanzler z kolei nigdy nie był fanem tej części wandejskiej kultury. Czy jest szansa, że wandejski język ewoluuje i odejdzie od prostoty perunizmów, które, warto dodać, rodziły się w wirze rewolucyjnej retoryki, odwołującej do prostego, pracującego człowieka, uciskanego pod jarzmem sarmackim. Na pewno nie byłoby to nic dziwnego, ponieważ wandejska kultura jest niezwykle płynna i twórcza, chociaż mogłoby spowodować protesty niektórych wandejskich radykałów.

W kolejnej części tekstu zaprezentujemy, jak proste, wandejskie powitanie może wywołać oburzenie w OPM. Zastanowimy się również, czy na forum międzynarodowym powinno się używać tylko standardowego języka, czy też formy lokalne są dopuszczalne. Może się bowiem okazać, że pozornie sterylne formy są nasączone ideologią...

Czytaj dalej...

sobota, 26 września 2009

"Gruba linia" czy odchody na odchodnym?

Kondycja mikronacyjna, przynajmniej w części sarmacko-wandejskiej, nie jest najlepsza. Wskazywaliśmy to w ostatnim artykule, ale jaki jest koń, widzi każdy. Możliwe, że punkt widzenia zależy od aspiracji. Mikronacje, które okres świetności mają za sobą, chciałyby powrócić do złotego wieku. Ich ambicje nie uległy zmianie i może stąd wynikają kompleksy i szpitalny, a może już nawet grobowy ton rzeszy starych mikronacyjnych wyjadaczy.

Zarówno obecne Księstwo Sarmacji jak i Mandragorat Wandystanu mają imperialne ambicje. Mniejszy Wandystan, w pewnym sensie w cieniu Wielkiego Brata Sarmackiego, z którym żre się i żreć będzie jak "realny" Serb z Chorwatem (choć porównania DDRowsko-RFNowskie też się przewijały), wyszedł z Sarmacji, ma z tą obecną wspólną historię i zapędy. Nie chodzi rzecz jasna o "fizyczne" podboje, ale o potrzebę istnienia na politycznej scenie i rozgrywania. Nie bez powodu w dzisiejszym Wandystanie funkcjonuje kilku aktywnych niegdyś Sarmatów - gdzie indziej mogli się odnaleźć, mając do wypełnienia imperialną misję? Bo ukrywać nie ma sensu, że Wandystan ością staje w mikronacyjnych gardłach ze względu na ponadprzeciętne wrażenie własnej wyjątkowości.

Nie idzie nam jednak dzisiaj o ranking imperialistów. Ambicje państwowe zdają się przekładać na ambicje jednostkowe. Stąd prawdopodobnie wynika problem mikronacyjnego upadku. Kto chciałby przyznać, że nie udało się budowanie gigantycznych gmachów, nowych Rzymów, Rzeczpospolitych czy Związków Radzieckich? Zapewne niewielu. Nie przyznając się do tego popadamy w spiralę wzajemnych oskarżeń i sporów, wycinamy lub sami się wycinają najlepsi i najaktywniejsi, jak były diuk Łaski czy w Wandystanie, co można właśnie na LDMW oglądać, mandragor senior Khand.

I to właśnie jest problem dzisiejszych mikroświatów. Rozbudowana kultura, zwyczaje, prawo, wzajemne animozje, spory, historie sprzed lat wciąż żywo dyskutowane, jak "wandejski czerwiec" na zjeździe mikronacji w Toruniu. V-państwowe bogactwo kulturowe blokuje przed radykalnymi zmianami, które po obiektywnej (na ile to możliwe) diagnozie mogłyby nastąpić, by uratować nie tylko mikronacyjną ideę, ale jak największą część odchodzącej, jak chcą niektórzy, v-kultury. Bogactwo to, gromadzone już od ponad dziesięciu lat (patrząc ogólnie na mikronacyjny polski fenomen) to również bariera dla nowych ludzi. Do mikropaństwa coraz trudniej wejść i to nie przez ograniczenia prawne, selekcję i dobór osób. Blokadą są niejasne dla początkujących, zawiłe relacje społeczne i historyczno-polityczne uwikłanie państw na arenie międzynarodowej, wewnętrznej - jak w przypadku Księstwa Sarmacji (gdzie dawna "Sarmacja właściwa" nie ma już chyba własnej tożsamości), czy wewnętrzne komplikacje pomiędzy stronnictwami i jednostkami.

Nowy potencjalny mikronauta, jeśli ma wybrać pomiędzy przebrnięciem przez trudy zapoznania się z bogatym v-światem, do którego wkracza, gdzie czekają na niego jeszcze obowiązki, jeśli chce zostać i zaistnieć, a np. zabawą w "Facebooku" - wybiera to drugie. Wskazuje to przykład mandragora Khanda, z którym autor artykułu często się nie zgadza, nie zgadzał i na którego Khand się obrażał. Ale jego dzisiejszy "list otwarty" - tak bym go określił - pokazuje, że nawet stary mikronauta, nawet najbardziej zaangażowany, może wybrać serwis społecznościowy.* Pomijam motywację, bo nie chcę rozwijać wątku, ale wpisuje się ona częściowo w opisane przeze mnie wyżej napięcie powodowane trudną sytuacją i hermetycznością mikronacyjnego świata.

Gdzie szukać przykładnych alternatyw i ratunku? Może jedną z nich jest Sarmacki Ruch Unitarny Piotra Mikołaja? Może propozycja Khanda ustroju opartego na kandelabrach** , a może pomysł Tow. Ciupaka, by powrócić do Wandystanu budowanego nie w opozycji do Sarmacji, co wciąż się dzieje, ale prześmiewczo wzorując na komunistycznych "realnych" pierwowzorach. A może lekarstwem, przynajmniej na niektóre bolączki byłoby wprowadzenie CINTRy w krajach niewandejskich, jak KS? Każdy kraj musi szukać samodzielnie. Może warto też ciągnąć temat wspólnego, v-międzynarodowego przekształcania mikroświata i zachęcania nowych do osiedlenia. OPMowski pomysł sprzed roku wspólnej strony i promowania różnych krajów, umarł śmiercią naturalną, mniejsze kraje nie chcę promocji z większymi, bo kłótnie o "czas antenowy", podejrzenia o podbieranie mieszkańców itp. Czy jest wyjście z sytuacji? Czy ktoś zdecyduje się na "grubą linię", jakkolwiek to brzmi, wszak przetwarzamy nieustannie "realną realność" na własne potrzeby...

* Może to wybór świadomie kontrowersyjny, bo kto wie, czy nie przydałoby się mikronacjom upodobnienie do serwisów społecznościowych, co też Khand chciał promować - pisał o tym, że będzie popierał "web2zerowacje".

** To zdanie może nie mieć sensu, bo nic o kandelabrach nie wiemy - opuściliśmy ten moment w MW.

Ten utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska.
Czytaj dalej...

wtorek, 22 września 2009

Ostatni gasi światło?

Czy zbliżamy się do mikronacyjnego końca? Temat ten przewinął się ostatnio przez część mikroświata w prasie, dyskusjach mieszkańców, a nawet przemknął gdzieś w dyskusji na mikronacyjnym zjeździe.

Przerażające zapytanie, które można w przypływie złego humoru odczytać jako stwierdzenie, pojawiło się jako tytuł artykułu w "Naszych Mikronacjach". Polecam serdecznie. Debata na temat trwałości rzeczywistości mikronacyjnej jest w obrębie naszych zainteresowań, nie mogliśmy zatem przegapić tak smakowitego kąska.

Zabawne, że podczas ostatniego zjazdu mikronacji ktoś przebąkiwał o końcu "Naszych Mikronacji". Ale pismo wróciło z mocnym tematem. Niezwykle interesujące jest zwłaszcza twierdzenie, że aktywność mikronacyjna nieustannie obniża się od 2005 roku, choć jednocześnie autor podaje, że był to rok kulminacyjny, kiedy za sprawą powoli zapominanego już Avistaka do mikronacji napłynęło wielu mieszkańców.

Trudno nam zgodzić się z redaktorem, że dwadzieścia tysięcy mikronautów, którzy według jego szybkich rachunków przewinęli się przez v-świat, to liczba mała. Nieco mylące jest wskazywanie tła dla tej liczby - autor wylicza, że czternaście milionów Polaków korzysta regularnie z internetu. Liczba ta zmienia się jednak z roku na rok, tendencja jest rosnąca.

Być może moje wskazanie działa na niekorzyść mikronacji, bo przy rosnącej liczbie internautów, mamy spadającą liczbę mikronautów. Interesujące byłoby dokładniejsze przedstawienie zmian uczestnictwa. Kto wie, może mikronacyjna idea to idea przestarzała, która nie jest obecnie interesująca dla aktywnych, inteligentnych i doświadczonych internautów. Może rozrywki sieciowe, które skupiają się na zawartości, niekoniecznie na formie, nie mają obecnie siły przebicia. To jednak zupełnie nie tłumaczyłoby, dlaczego pojawiają się w mikronacjach ludzie raczej młodzi, którzy niejednokrotnie szybko znikają.

Zabrzmi to strasznie, ale może są to kolejne osoby, którym niedawno podłączono internet? Które eksplorują sieć, gonione potrzebą wirtualnego zaistnienia, a kiedy go nie znajdują, opuszczają mikronacje w poszukiwaniu nowych doznań.

Niepokojąco zabrzmiał dzisiejszy mail Towarzysza Grigorija na LDMW:

"Towarzysze, wszyscy wiemy, że mało nas w chuj. Dodatkowo też przybywa
nas mało w chuj. (...) Co więc zrobić w takiej sytuacji, czy jesteśmy skazani na śmierć przez
wyginięcie? Można mówić promocja, srocja, gówno prawda niestety, bo
nie ma możliwości dobrej "promocji" chyba, że wykupimy miejsca
reklamowe w centrum największych miast Polski.

Kończąc swój wzwód, chciałbym abyśmy się zastanowili, czy Mandragorat
musi umrzeć...".

Warto również sięgnąć do komentarzy pod artykułem w "Naszych Mikronacjach". Nie wszyscy zgadzają się ze spadkiem aktywności. Można nawet powiedzieć, że kraje niewielkie, jak Al Rajn, wskazują na nowych aktywistów, a inne v-nacje, jak Monarchia Austro-Węgier reagują nerwowo, zarzucając dużym v-krajom, że swoje niepowodzenia w przyciąganiu nowych mieszkańców chcą zrzucić na mniejsze państwa, a o zbiorowej promocji nie może być mowy.

Coś jest w opinii Franciszka Józefa II. Podczas zjazdu mikronacji wspominano o "marnującym się potencjale" osób, które zakładają mikronacje lub osiedlają się w niewielkich v-państwach. Ale może zamiast szukać winnych, warto, jak Towarzysz Grigorij, szukać rozwiązan i wziąć się do roboty i za solidną promocję? Nie można jednak zapominać, że nowych mikronautów łatwo urazić, zwłaszcza gdy nie znają kulturowych realiów. Przywitany niegdyś przez Tow. Ciupaka "nowy", soczystym wandejskim "wypierdalać!", nigdy więcej się nie pojawił...

Wandosławię, Drodzy Czytelnicy.
Czytaj dalej...
 

odnośniki

Instytut Pamięci postNarodowej Copyright © 2009 WoodMag is Designed by Ipietoon for Free Blogger Template