wtorek, 22 września 2009

Ostatni gasi światło?

Czy zbliżamy się do mikronacyjnego końca? Temat ten przewinął się ostatnio przez część mikroświata w prasie, dyskusjach mieszkańców, a nawet przemknął gdzieś w dyskusji na mikronacyjnym zjeździe.

Przerażające zapytanie, które można w przypływie złego humoru odczytać jako stwierdzenie, pojawiło się jako tytuł artykułu w "Naszych Mikronacjach". Polecam serdecznie. Debata na temat trwałości rzeczywistości mikronacyjnej jest w obrębie naszych zainteresowań, nie mogliśmy zatem przegapić tak smakowitego kąska.

Zabawne, że podczas ostatniego zjazdu mikronacji ktoś przebąkiwał o końcu "Naszych Mikronacji". Ale pismo wróciło z mocnym tematem. Niezwykle interesujące jest zwłaszcza twierdzenie, że aktywność mikronacyjna nieustannie obniża się od 2005 roku, choć jednocześnie autor podaje, że był to rok kulminacyjny, kiedy za sprawą powoli zapominanego już Avistaka do mikronacji napłynęło wielu mieszkańców.

Trudno nam zgodzić się z redaktorem, że dwadzieścia tysięcy mikronautów, którzy według jego szybkich rachunków przewinęli się przez v-świat, to liczba mała. Nieco mylące jest wskazywanie tła dla tej liczby - autor wylicza, że czternaście milionów Polaków korzysta regularnie z internetu. Liczba ta zmienia się jednak z roku na rok, tendencja jest rosnąca.

Być może moje wskazanie działa na niekorzyść mikronacji, bo przy rosnącej liczbie internautów, mamy spadającą liczbę mikronautów. Interesujące byłoby dokładniejsze przedstawienie zmian uczestnictwa. Kto wie, może mikronacyjna idea to idea przestarzała, która nie jest obecnie interesująca dla aktywnych, inteligentnych i doświadczonych internautów. Może rozrywki sieciowe, które skupiają się na zawartości, niekoniecznie na formie, nie mają obecnie siły przebicia. To jednak zupełnie nie tłumaczyłoby, dlaczego pojawiają się w mikronacjach ludzie raczej młodzi, którzy niejednokrotnie szybko znikają.

Zabrzmi to strasznie, ale może są to kolejne osoby, którym niedawno podłączono internet? Które eksplorują sieć, gonione potrzebą wirtualnego zaistnienia, a kiedy go nie znajdują, opuszczają mikronacje w poszukiwaniu nowych doznań.

Niepokojąco zabrzmiał dzisiejszy mail Towarzysza Grigorija na LDMW:

"Towarzysze, wszyscy wiemy, że mało nas w chuj. Dodatkowo też przybywa
nas mało w chuj. (...) Co więc zrobić w takiej sytuacji, czy jesteśmy skazani na śmierć przez
wyginięcie? Można mówić promocja, srocja, gówno prawda niestety, bo
nie ma możliwości dobrej "promocji" chyba, że wykupimy miejsca
reklamowe w centrum największych miast Polski.

Kończąc swój wzwód, chciałbym abyśmy się zastanowili, czy Mandragorat
musi umrzeć...".

Warto również sięgnąć do komentarzy pod artykułem w "Naszych Mikronacjach". Nie wszyscy zgadzają się ze spadkiem aktywności. Można nawet powiedzieć, że kraje niewielkie, jak Al Rajn, wskazują na nowych aktywistów, a inne v-nacje, jak Monarchia Austro-Węgier reagują nerwowo, zarzucając dużym v-krajom, że swoje niepowodzenia w przyciąganiu nowych mieszkańców chcą zrzucić na mniejsze państwa, a o zbiorowej promocji nie może być mowy.

Coś jest w opinii Franciszka Józefa II. Podczas zjazdu mikronacji wspominano o "marnującym się potencjale" osób, które zakładają mikronacje lub osiedlają się w niewielkich v-państwach. Ale może zamiast szukać winnych, warto, jak Towarzysz Grigorij, szukać rozwiązan i wziąć się do roboty i za solidną promocję? Nie można jednak zapominać, że nowych mikronautów łatwo urazić, zwłaszcza gdy nie znają kulturowych realiów. Przywitany niegdyś przez Tow. Ciupaka "nowy", soczystym wandejskim "wypierdalać!", nigdy więcej się nie pojawił...

Wandosławię, Drodzy Czytelnicy.

5 komentarze:

Anonimowy pisze...

Dlaczego dyskutowano o końcu NM? Czy uczestnicy zjazdu nie byli świadomi urlopu mojego?

GDS on 22 września 2009 14:08 pisze...

Może nie byli, to było krótkie wspomnienie raczej niż długa debata. Ważne, że pismo działa. Pozdrawiam.

Franciszek Józef II on 22 września 2009 14:13 pisze...

Czy Austro-Węgry reagują nerwowo... nie sądzę, po prostu zwracam uwagę na fakt, że jeżeli kraj jest w zapaści, to często szuka winnych za granicą.

Powiem prosto i krótko - pogięło niektórych z tym obwinianiem wszystkich naokoło. Niech każdy robi swoje, bo się wszyscy zakurzymy. A kiedy przyjdzie czas remontu, w momencie przemalowania położą na nas folię, żeby czasem nas nie ruszać. I tak już ta stara gwardia zbutwieje, a resztę wyniosą, coby się wygodniej ten mikroświat remontowało.

Niestety, ale dopóki będziemy z siebie robić wapniaków, co to tylko narzekają, krytykują i kręcą nosem, to wyjdzie z tego najwyżej klub wzajemnej adoracji, podobny do zagranicznych państw.

A jak słyszę bzdury w rodzaju "nie ma się po co promować, bo i tak się nie uda", to zastanawiam się, czy nie nazwać tego, cytując Szwejka, "bałwanieniem do kwadratu". Pewnie, najlepiej przyjść, roztaczać katastroficzne wizje i pławić się w ogólnej beznadziei, którą samemu się spowodowało. Wiecie co? To ja już wolę neo-yoyo-kidsy niż takich wszechnarzekaczy.

Anonimowy pisze...

Mnie to zaskoczyło "można nawet powiedzieć, że kraje niewielkie, jak Al Rajn, wskazują na nowych aktywistów"
Niewielkie? przecież Al Rajn obecnie jest drugim największym krajem wg. wyliczeń Elderlandzkich naukowców.

Franciszek Józef II on 24 września 2009 02:43 pisze...

Nie ma to jak ironia :-D. Wg wyliczeń elderlandzkich naukowców nie było też wirusów na stronie Elderlandu... :-D.

Prześlij komentarz

 

odnośniki

Instytut Pamięci postNarodowej Copyright © 2009 WoodMag is Designed by Ipietoon for Free Blogger Template