piątek, 14 sierpnia 2009

IPpN: Remiksy (nie)realnego socjalizmu. Wirtualne państwo jako edukacyjna przetwórnia rzeczywistości

Mandragorat Wandystanu obserwuję od wewnątrz od półtora roku. To państwo opiera się na wolności tworzenia, przetwarzania i nieustannego budowania na nowo. Redefiniuje znaczenia i edukuje.

Napięcie pomiędzy Autonomią a pozostałą częścią państwa wzrastało od maja. Przywileje Autonomii były dosyć duże i w kilku kwestiach pozwalały trzymać w szachu Księcia. Korzyści Księstwa z połączenia państw, w wyniku czego jedno stało się autonomiczną prowincją, nie były ogromne. Zaledwie kilku wandejskich aktywistów zaczęło działać na arenie krajowej, Autonomia żyła swoim dawnym życiem. Unia, „powrót do macierzy”, zdecydowanie się nie udała. Mieszkańcy Autonomii otwarcie przyznawali się do odmienności kulturowej. Doszło nawet do tego, że nowo wybrany Prezydent Autonomii, po otrzymaniu tytułu szlacheckiego złożył podwójną przysięgę – na wierność Księciu, ale i… autonomicznej prowincji. Rozsierdziło to Jego Książęcą Mość i był to jeden z pierwszych zwiastunów różnic, które przez rok udawało się zamiatać pod dywan.

W kolejną rocznicę istnienia państwa, Kanclerz Sarmacji postanowił postawić pomniki Księcia Piotra Mikołaja w miastach stołecznych wszystkich prowincji. Pomnik postawiono również w Genosse-Wanda Stadt. Nie zapytano jednak samych mieszkańców Autonomii o zgodę. Część z nich, z Prezydentem na czele, zbuntowała się, ponieważ Konstytucja gwarantowała Autonomii samorządność. Pomnik nie postał długo. Milicja Obywatelska Radykalnych Demokratów wysadziła go w powietrze, ku uciesze wiwatującego tłumu. Zawrzało. Książę nie zabrał głosu, ale dawni przeciwnicy zjednoczenia, którzy uważali, że Sarmacja zbyt mocno uzależniona jest od decyzji Autonomii, zaczęli się ujawniać i otwarcie krytykować Wandystan. Doszło do kolejnej sprzeczki, tym razem o politykę zagraniczną. Mandragorat Wandystanu zyskał od Księcia przywilej prowadzenia własnej polityki zagranicznej. Zwlekano jednak z opracowaniem doktryny, a w międzyczasie komisarz ludowy do spraw zagranicznych podjął rozmowy z politykami państw obcych. Dla monarchistów było to równoważne z buntem. I chociaż Prezydent publicznie zakazał komisarzowi dalszych rozmów, zwolennicy silnej władzy Księcia zaczęli nagonkę na obywateli Autonomii.

Powstał Klub św. Bazylego. Bazylianie zażądali zrównania Mandragoratu w prawach z innymi prowincjami. Rozpoczęła się otwarta polityczna walka. Marszałek Izby Senatorskiej Księstwa, jednocześnie Mandragor Socjogramu, zwołał spotkanie kryzysowe wandejskich elit. Spotkanie jednak potajemnie nagrano i komisarz ludowy do spraw informatycznych, zwolennik oddzielenia Wandystanu od Księstwa, opublikował nagranie. Wszyscy mieszkańcy Księstwa mogli usłyszeć „taśmy prawdy”, Prezydenta Autonomii, Mandragorów i wielu ważnych Wandejczyków, jak mówią o tym, że Wandystan prędzej czy później oddzieli się od Księstwa, musi się jednak wzmocnić i „zwandeizować, k@#%a, Sarmację”. Wytrzymałość bazylian się skończyła. Tego samego dnia wieczorem, Kanclerz, gorliwy bazylianin, złożył do Księcia wniosek o wprowadzenie stanu wyjątkowego.

Obudził się i znowu nie było teleranka” – tymi słowami jeden z arystokratów określił zajścia następnego dnia rano. Wprowadzono stan wyjątkowy. Książę powołał Komitet Ocalenia Narodowego. Mieszkańcom ograniczono wolność podróżowania po kraju. Nakazano uwięzić tzw. spiskowców wandejskich. Zostali zatrzymani, odebrano im prawo do kontaktowania się ze światem zewnętrznym. „Dziennik Królewski” – gazeta prowincji Baridas – zdążył wydrukować kilka przemyconych przez kraty odezw, ale niedługo potem go zamknięto.

Spiskowców” odbito. Wandystan wzmocnił granicę wewnętrzną z Sarmacją. Odwołany przez KON sędzia Sądu Najwyższego Księstwa, Mandragor Jutrzenki, poinformował, że działania KON są niezgodne z Konstytucją i stwierdził opróżnienie tronu. Marszałek Izby Senatorskiej przejął obowiązki Księcia i zwołał wolną elekcję. Niestety, większość terytorium Księstwa była opanowana przez dawnego Księcia, KON i Bazylianów, w efekcie Marszałek ogłosił rozwiązanie Księstwa Sarmacji, a Prezydent stwierdził odzyskanie niepodległości przez Mandragorat.

Gdziez tym KONiem?!” zamiast „WRONa orła nie pokona!”

Czy powyższy opis dotyczy istniejącego współcześnie państwa? A może jest to zupełna fikcja, która częściowo się odwołuje do zajść z grudnia 1981 roku? Ani pierwsze, ani drugie wyjaśnienie nie jest do końca prawdziwe. Nie do końca, ponieważ opis rzeczywiście dotyczy funkcjonującego państwa, ale państwa wirtualnego, i faktycznie jest nawiązaniem do zajść stanu wojennego, chociaż w dużej mierze nawiązaniem zupełnie przypadkowym. Nie da się ukryć, że opisana historia przedstawia zupełnie inne przyczyny zarządzenia stanu wyjątkowego, a KON, choćby nie wiadomo jak był podobny, nigdy nie będzie WRONą.

Czym zatem były opisane zajścia? Zabawą? Rekonstrukcją zajść grudniowych w kontekście wydarzeń gry komputerowej? A może było to przetworzenie rzeczywistości (dla niepewnych – tej prawdziwej, o ile można dokładnie wskazać, która to) i zmiksowanie jej dla potrzeb sieciowej symulacji procesów społecznych? „Gdzie z tym Koniem” nie ma takiego wydźwięku jak „WRONa orła nie pokona”. Niemniej są podobieństwa, a z symulacją rzeczywistości może być jak z równoległym wszechświatem. Jeśli istnieje, kto wie, czy nie jest podobny do naszego, ale nie musi być identyczny. I na tę „nieidentyczność” kładzie nacisk wirtualna symulacja państwa, państwo wirtualne, czyli… no właśnie, czyli co?

Wirtualne państwo jako symulator rzeczywistości

Jak podpowiada Wikipedia, wirtualne państwo jest symulacją procesów państwowych w oparciu o wirtualną aktywność społeczności. Definicja ta warta jest uwagi ze względu na swoją precyzję – kładzie nacisk na aktywność wirtualną zapośredniczoną przez internetowe kanały komunikacyjne, wskazuje na istnienie społeczności wokół wirtualnego państwa, i bierze pod uwagę aspekt symulacyjny, który polega na budowaniu od podstaw państwowych instytucji i podtrzymywaniu procesów podobnych do zachodzących w „realnym” państwie. Można przyjąć, że owa definicja, choć zaczerpnięta z Wikipedii, jest prawdziwa, ponieważ mieszkańcy wirtualnych państw jako osoby zanurzone w przestrzeni kanałów komunikacyjnych internetowego hipermedium, prawdopodobnie szybko zareagowaliby na nieprawdziwe informacje o własnej aktywności. Sami obywatele mikronacji – bo takiej kalki językowej używa się również do określenia v-państwa (choć angielski termin micronation oznacza raczej mikro-państewka z „naszej” rzeczywistości) – mówią o tej aktywności: „to coś więcej niż gra”. Zwłaszcza, gdy próbuje się określić mikronacje mianem gier sieciowych. Obywatele zauważają również pozarozrywkowe aspekty aktywności v-państwowej. Jak mówi mieszkaniec Wandystanu, który się kryje pod pseudonimem Lord Wander: „nasze państwo jest w największym stopniu projektem najzupełniej realnej edukacji obywatelskiej”.

Struktura v-państwa

Wandystan zdecydowanie się wyróżnia na tle polskich państw wirtualnych. Nie tylko tym, że nie jest typową monarchią – a większość polskich v-państw to systemy polityczne oparte na władzy króla lub księcia i wspierającej ich arystokracji i szlachcie. Również ze względu na nawiązania do realnych systemów politycznych, które są monarchii zdecydowanym przeciwieństwem. Wandystan zachował pewne pierwiastki monarchistyczne: na szczycie hierarchii społecznej stoją mandragorzy, którzy są nietykalni i sprawują swoje funkcje dożywotnio, jednak ich polityczne możliwości są niewiele większe od tych, które posiada brytyjska królowa. Poza tym Mandragorat jest bardzo sprawnie funkcjonującą demokracją, która nawiązuje, choćby z nazwy urzędów, do demokracji starożytnego Rzymu i… ZSRR.

Na czele państwa stoi wybierany co cztery miesiące prezydent, który reprezentuje Wandystan zagranicą, jest głową państwa, kieruje rządem (Radą Komisarzy Ludowych) i podczas pełnienia urzędu przysługuje mu tytuł Drogiego Lidera. Komisarze kierują pracami różnorodnych komisariatów: spraw zagranicznych, aktywizacji młodzieży i sportu, wandejskiego dziedzictwa narodowego i edukacji czy komisariatu ludowego ds. propagandy. Są powoływani przez prezydenta, podobnie jak… szef Służby Bezpieczeństwa, który może w wielu przypadkach, zgodnie z ustawą o SB, dokonywać prowokacji i działać poza wandejskim prawem. Szef SB nie jest jednak bezkarny, podlega komisji SB, w skład której wchodzą Trybun Ludowy i… Cenzor. Trybun jest wybierany na czteromiesięczną kadencję i przewodniczy pracom wandejskiego parlamentu, Churału Ludowego, w którym zasiadają demokratycznie wybierani kwiatoni. Mają oni prawo zgłaszać veto w stosunku do ustaw prezydenckich, zmieniać Konstytucję i uchwalać ustawy według własnych projektów. Trybun może ogłaszać plebiscyty w sprawie odwołania kwiatona, ale również cenzora i pretora, a także odsunięcia od sprawowania funkcji Prezydenta Mandragoratu. Może również ogłosić plebiscyt w sprawie nowej ustawy konstytucyjnej.

Z kolei Cenzor nadaje obywatelstwo wandejskie, ale ma również prawo je odebrać. Kontroluje funkcjonowanie organów państwowych, ma też możliwość powoływania inspektorów ludowych w celu zbadania konkretnych przypadków domniemanych nadużyć władzy. Ostatnim ważnym urzędnikiem jest Pretor, który stoi na czele Sądu Ludowego. Powołuje sędziów, rozpatruje sprawy, wydaje wyroki w imieniu Mandragoratu Wandystanu.

Mandragorzy i czterej wysocy obieralni urzędnicy kontrolują się wzajemnie, wzmacniając w ten sposób społeczną kontrolę nad przebiegiem sprawowania władzy. Istotny jest fakt, że podział na urzędy nie jest ustalony raz na zawsze. Obecny układ władzy został ustalony zaledwie rok temu, wcześniej przechodził różne etapy. I chociaż aktualny system sprawowania funkcji jest stabilny, do jego zmiany wystarczy wola zaangażowanych obywateli, którzy korzystając z demokratycznych możliwości, uchwalą zmianę Konstytucji. Ciekawa jest rotacja na urzędach, rzadko zdarza się, by najważniejsze obieralne funkcje państwowe były sprawowane więcej niż dwa razy z rzędu przez te same osoby. Mieszkańcy szukają nowych wyzwań, nowych możliwości, nie są skłonni do stagnacji i korzystania wyłącznie z zastanych rozwiązań.

Instytucje oraz projekty oddolne

W Wandystanie funkcjonuje też szereg instytucji, które są tylko częściowo lub nie są wcale kontrolowane przez państwo. Przykładem może być Sarmacka Armia Ludowa. Żołnierze tworzą jednostki wojskowe, niekiedy o tak dziwnych nazwach jak Baridejski Ćwierćbatalion Buffalo Soldier (czarni żołnierze rasta rodem z innej mikronacji, Królestwa Baridasu), czy też Gelloński Hufiec Maszynowy (założony przez tkaczki). I chociaż wojsko posiada oficjalnych zwierzchników, opiera się na ochotniczym zaciągu. Wyjaśnienie sposobu prowadzenia wojen w wirtualnym świecie jest tematem na osobny tekst. Warto jednak wspomnieć, że rozstrzygnięcia wojenne opierają się na liczbie i jakości komunikatów o przebiegu działań militarnych – wygrywa strona, której się uda przekonać własnych obywateli barwnością wojennego opisu. W świecie, którego odbiór zapośredniczony jest przez różnego typu komunikatory, informacja jest najlepszą bronią.

Wojsko to jednak tylko wąski wycinek oddolnej aktywności Wandejczyków. Bardzo ważną rolę odgrywa religia. Nie chodzi jednak o tworzenie stowarzyszeń wyznawców „realnych” religii. Powstają tu nowe, wirtualne ruchy religijne, tylko inspirowane religiami prawdziwymi. I tak Papież – Ojciec Świecki Idi Amin I, obecny przywódca Świeckiego Kościoła Wandejskiego – stoi na straży „Pism Wandowych” (od mitycznego założyciela Wandystanu, socjalisty Towarzysza Wandy) i publikuje odnalezione teksty świeckie. Poza tym funkcjonują mniejszości religijne w rodzaju Wande-Kryszna (o bliżej nie określonej ideologii) i Bravogirlizm wyznawany również w sąsiednim Baridasie, który nawiązuje oczywiście do kiepskiej zawartości pisma dla damskiej części nastolatków.

Wolność nadawania i przekształcania

Przetwarzanie wandejskiej kultury nie polega wyłącznie na modyfikacji pomysłów i utworów z „realu”. Wandystan korzysta z najnowszych osiągnięć technologicznych wykorzystywanych przez społeczności uczące się. Strony Mandragoratu, jako jedynej polskiej mikronacji, są tylko w niewielkim zakresie zarządzane odgórnie przez administratora. Większość informacji na stronach pojawia się na skutek aktywności obywateli, którzy mają możliwość modyfikowania zawartości wszelkich stron wandejskich. Forma zarządzania zawartością stron państwowych Mandragoratu przypomina system wiki. Wystarczy kliknąć, by przejść do formularza edycji, usunąć nieaktualne informacje, dodać obraz czy poprawić linki. Strony wandejskie aktualizowane są szybko, błędy zdarzają się rzadko i nie ma mowy o zastoju, ponieważ mieszkańcy nie tylko modyfikują poprzez wikipedyjny system wirtualne państwo, ale mają również możliwość tworzenia nowych stron, nowych instytucji, i wypełniania ich odpowiednią zawartością. Komunikacja odbywa się zarówno przez www, jak i listę dyskusyjną, gdzie – w przeciwieństwie do wielu polskich mikronacji – mieszkańcy mogą swobodnie wyrażać swoje poglądy i emocje. Robią to często przy użyciu wulgaryzmów, które – być może dlatego, że nawiązują do prostej rewolucyjnej retoryki – stały się nawet nieodzowną częścią wandejskiego krajobrazu komunikacyjnego.

Mix ideologii – libertacjalistyczny konsensus

Zastosowana w Wandystanie przetwórcza technologia edycji i tworzenia informacji, która sprawia, że wytwarzana wiedza staje się wspólną wartością, oderwaną od jednostkowych zasług mieszkańców sumą ich zaangażowania, to tylko kolejny dowód remiksowego charakteru tego wycinka polskiej v-państwowości. Podobnie rzecz się ma z wandejskim systemem politycznym. Nie sposób tu wchodzić w historię Mandragoratu, warto jednak powiedzieć, że twór ten powstał z inicjatywy zbuntowanych obywateli Księstwa Sarmacji, którzy stworzyli sojusz libertarian i socjalistów i nie porozumieli się z Księciem w sprawie zmian w państwie. Zatem od samego początku Mandragorat jest dziwacznym mariażem v-komunistów, v-socjalistów z v-libertarianami. Dwie zupełnie różne wizje wolności, przyprawione szczyptą monarchistycznych korzeni i niewielkim wkładem mieszkańców v-anarchistów, tworzą tygiel, z którego wyłania się, może nie do końca spójny, ale stabilny system polityczny. W trakcie obserwacji nazwałem go libertacjalizmem, zdaję sobie jednak sprawę, że to określenie nie w pełni oddaje złożoność sprawy.

Z racji dziwacznego pochodzenia wandejskiego systemu politycznego, można zauważyć ciekawe nazwy stanowisk w strukturze administracyjnej państwa. Rada Komisarzy Ludowych, Służba Bezpieczeństwa i Milicja Obywatelska, symbolika państwowa i radzieckie umundurowanie SAL oraz solidaryzm społeczny koegzystują z libertariańską wizją wolnego rynku, postępem we wprowadzaniu demokracji bezpośredniej i anarchistyczną postawą obywateli, która przypomina sobiepańskie nastawienie szlachty Pierwszej Rzeczpospolitej. Co najciekawsze, stronnictwa polityczne nie spierają się ze sobą na linii skrajna lewica – skrajni liberałowie, lecz biorąc za normę koktajl obu światopoglądów, kłócą się raczej o to, czy podatki mają mieć charakter ogólnopaństwowy czy lokalny, z jakim krajem podjąć bliższą współpracę, czy wreszcie: lepiej stawiać na radykalne, rewolucyjne działania czy na spokojne budowanie państwa.

Wirtualne państwo – realna edukacja obywatelska

Mandragorat Wandystanu można potraktować jako specyficzne środowisko edukacyjne konstruowane przez osoby zainteresowane różnymi aspektami funkcjonowania państwa. Obywatele charakteryzują się wysokim stopniem świadomości politycznej, aktywność polityczna jest napędzana głównie przez ludzi o zdefiniowanych poglądach ustrojowych, w wyniku czego w Wandystanie trwa nieustanna burza mózgów i dokonuje się prób przekształcania modelu państwa. Obywatele są zróżnicowani ze względu na ukończone stopnie edukacji formalnej. Dominują licealiści, studenci i młodzi absolwenci szkół wyższych.

Nieustanne tworzenie mikronacyjnej kultury poprzez konfrontację poglądów i pośrednie lub bezpośrednie czerpanie z kultury „realu” przy użyciu nowoczesnych technologii komunikacyjnych daje spore możliwości. Przede wszystkim mieszkańcy uczą się, jak jednocześnie współpracować ze sobą i wykorzystywać te technologie: listy dyskusyjne, fora dyskusyjne, systemy zarządzania zawartością, blogi, wiki, itp. Tworzone jest społeczeństwo wiedzy oparte na dostępie do informacji.

W przestrzeni komunikacyjnej Mandragoratu można wyróżnić edukację nieformalną, która podejmowana jest oddolnie i polega nieraz na mimowolnym, swobodnym zdobywaniu nowej wiedzy podczas aktywności i (re)konstruowania przestrzeni społecznej, ale również próby formalnego uczenia. Edukacja formalna może się odbywać w formalnych instytucjach stricte edukacyjnych, takich jak instytuty naukowe i uczelnie wyższe – te jednak, pomimo wielokrotnych prób uruchomienia, właściwie nigdy nie rozpoczęły faktycznej działalności. Formalne kształcenie funkcjonuje też sporadycznie w jednostkach wojskowych pod postacią różnego rodzaju szkoleń, przybiera również kształt staży prokuratorskich lub sędziowskich. Od pewnego czasu popularne jest przyuczanie do zawodu przy różnorakich urzędach. Z reguły jest to szkolenie sojuszników politycznych na swoich następców. Przykładem może być jeden z byłych Trybunów Ludowych, który uczył się swojej roli pełniąc najpierw funkcję sekretarza Trybuna.

Z edukacją nieformalną można się zetknąć na różnych polach aktywności. Między innymi podczas pracy w agencjach prasowych, prowadzenia interesów w systemie gospodarczym, działalności w instytucjach kulturalnych itp. Z racji umożliwienia mieszkańcom współtworzenia Wandystanu poprzez otwarte systemy informatyczne, wiedza jest nieustannie i wspólnie produkowana – choćby poprzez wymianę informacji i korygowanie błędów. Ciekawym przykładem jest tu podręcznik użytkownika systemu gospodarczego CINTRA II (Centralny Indeks Transakcji) uruchomionego po kilkumiesięcznych testach Podręcznik był przygotowywany nie tylko przez twórcę systemu, ale również przez użytkowników, którzy w miarę zapoznawania się z wandejską gospodarką, ulepszają książkę, a także wyłapują błędy w funkcjonowaniu systemu i przekazują informacje głównemu twórcy.

Wandejski system gospodarczy, choć interesujący, wymagałby przynajmniej kilkustronicowego opisu (sam podręcznik już w tej chwili jest dłuższy). Na pewno warto zwrócić uwagę, że poza wydobyciem, handlem, zdobywaniem umiejętności, wytwarzaniem produktów z półproduktów powstałych z surowców, mieszkańcy mają możliwość podróżowania, ale również łączenia się w klany. Klany są czymś w rodzaju federacji handlowych, które od zrzeszonych pobierają podatki (podatki od transakcji pobierają również automatycznie państwo i jednostki samorządu lokalnego; stawki uchwalane są w odpowiedniej ustawie). Klany umożliwiają także wspólną obronę w przypadku ataku innych klanów, które chcą zagrabić majątek lub domagają się „redystrybucji dóbr”. Można zatem powiedzieć, że system gospodarczy opiera się w pewnym sensie na skrajnie wolnorynkowej logice połączonej z quasi-plemiennym systemem klanowym. Państwo nadzoruje niewiele, w zasadzie ogranicza się do roli poborcy podatkowego. Wspomniana symulacja gospodarki to niejako gra w grze, ponieważ uczestnictwo w systemie gospodarczym jest opcjonalne (można zrezygnować ze zgłębiania zawiłości ekonomii).

Kultura uczestnictwa i ekonomia przetwórstwa

Mikronacja, nawet niewielka (a taką jest Mandragorat Wandystanu ze swoimi dwudziestoma obywatelami), może być istotnym elementem v-świata. Tak się też dzieje, a budowana kultura wymaga studiów nie krótszych i nie mniej zaangażowanych niż zgłębianie kultury określonej instytucji czy obcych światów społecznych. Dlatego udało mi się jedynie pobieżnie wskazać możliwości budowania sztucznej kultury w oparciu o nieustanne przetwarzanie i redefiniowanie znaczeń. Nieustannej rekonstrukcji podlega cała kultura mikronacji. Remiksowanie, jeśli można użyć takiego określenia, zachodzi w sferze ideologii politycznej, budowania instytucji odgórnych, tworzenia oddolnych inicjatyw, zawartości stron internetowych i sztuki, a wszystko to, napędzane energią uczestników, zmierza do celu, który jest wypadkową wkładu poszczególnych jednostek. Jest to zatem projekt in statu nascendi, który nieustannie czerpie z kultury „realu”, ale realnych opowieści używa do kształtowania opowieści zupełnie nowej, nadającej nowe znaczenia starym tekstom przez umiejscowienie ich w nowych, płynnych kontekstach.

Czy rzeczywiście powstaje wirtualny świat? Edward Castronova proponuje, by mówić raczej o światach sztucznych, a nie wirtualnych. I chyba ma rację, bo społeczny świat mikronacji, budowany w oparciu o szeroko rozumiane internetowe komunikatory, jest tak samo realny (w znaczeniu szczerości pojawiających się relacji) jak dyskusje na forach na temat codziennych trosk i problemów. Wydaje się też, że zapośredniczone nawiązywanie relacji i konstruowanie zmyślonych opowieści w świecie opartym na węzłowej architekturze hipermedialnej nie jest ani gorsze, ani lepsze od świata opartego na interakcjach “face to face” i przy wykorzystaniu tzw. starych mediów.

Kto wie, czy mikronacje nie są obecnie jedną z najciekawszych przestrzeni edukacyjnych. Idąc tropem Henry’ego Jenkinsa, można powiedzieć, że w wirtualnych światach dzieci mają o wiele większe możliwości twórcze niż kiedykolwiek miały, działając na przykład w szkolnych samorządach. Możliwości są właściwie nieograniczone, zupełnie inaczej niż w przypadku sieciowych gier, które w każdej chwili mogą zostać wyłączone, każdy może też być wydalony ze świata gry, jeśli jego zdanie nie do końca odpowiada oczekiwaniom producentów. Zatem być może, zgodnie z wizją, jaką snuje Castronova, zmierzamy do świata, w którym interakcje społeczne, ale i cała kulturowa produkcja będą się odbywać w i wokół gier sieciowych. Możemy jednak zadać pytanie, czy przenosząc swoją aktywność do sztucznych światów, zamierzamy to zrobić jedynie w oparciu o narzucone nam reguły gry, czy może warto spróbować samodzielnej produkcji, współkreowania zasad z innymi uczestnikami, tak, by chociaż w naszych sztucznych światach czuć twórczą moc partycypacji w procesie sprawowania władzy.

Mikronacje na pewno dają taką możliwość. I chociaż obecnie ich światy stoją na przestarzałych fundamentach internetowych stron, list dyskusyjnych i komunikacji via gadu gadu, nie można powiedzieć, że są gorsze niż pięknie wygenerowane światy World of Warcraft lub Second Life. Jak piszą autorzy Wikinomics: „Miliardy połączonych jednostek mogą teraz aktywnie uczestniczyć w tworzeniu innowacji, bogactwa i rozwoju społecznego w sposób, o którym nam się nie śniło. A kiedy masy ludzi współpracują, mogą wspólnie rozwijać sztukę, kulturę, naukę, edukację, aparat władzy i ekonomię w zaskakujący, ale całkowicie wartościowy sposób”. Nie musi nam przy tym zależeć na bezpośrednim zysku z oddolnej sieciowej aktywności. Sztuczne światy mogą pełnić rolę edukacyjną, pozwalać dzieciom i dorosłym uczyć się przez symulację i przetwarzanie w kontrolowanych przez nich światach, tak by mogli nieco się uwolnić od komercyjnych nacisków i prostego (prostackiego?) nauczania ekonomii w światach komercyjnych gier i by mogli przyswoić sobie wartości „moralnej ekonomii informacji”.

Opity: Edward Castronova, Exodus to the Virtual World. How Online Fun is Changing Reality; Henry Jenkins, Kultura konwergencji. Zderzenie nowych i starych mediów; Don Tapscott, Anthony D. Williams, Wikinomics. How Mass Collaboration Changes Everything.

0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

odnośniki

Instytut Pamięci postNarodowej Copyright © 2009 WoodMag is Designed by Ipietoon for Free Blogger Template